Projektowanie wnętrz to moja droga i sposób na życie. Pomogło mi to wyjść z paru poważnych przewlekłych chorób. Zauważyłam dość oczywistą i banalną zależność, że porządkując przestrzeń, porządkujemy nasze życie. Cały problem tylko w tym, ze nie uświadamiamy sobie wielu zależności, nie znamy kodu, języka form i kolorów, nie zdajemy sobie sprawy w jaki sposób wnętrza nas kształtują. A one do nas mówią i w oczywisty sposób wpływają na nas i nasze życie. Było robione wiele badań na ten temat i przez architektów i przez socjologów.
Choć zdjęcie na home page’u jest jedno to w rzeczywistości jest nas dwoje. Głownie piszę ja – Joanna, On – Ramunas lubi konkretniejszą robotę. Jesteśmy małżeństwem projektantów.
Poznaliśmy się w Paryżu w kościele przy przekazywaniu znaku pokoju. Życie jest wielką tajemnicą…
Na co dzień prowadzimy firmę rodzinną Alminas Architektura Wnętrz. Wrocław to nasze miasto rodzinne, ale pracujemy w sumie tam gdzie nas chcą :)
Z zamiłowania jesteśmy minimalistami i nie chodzi tu tylko o kierunek w architekturze i sztuce, ale o szeroko rozumianą filozofię sztuki prostego, mądrego życia. A prosta i mądra może być zarówno nowoczesność jaki i klasyka, jeśli jest poprowadzona w przemyślany sposób. Wielkie wrażenie na nas zrobiła książka Dominique Loreau „Sztuka prostoty”, stąd też tytuł bloga. Dominique pisze o tym co od dawna czuliśmy jako nasz lifestyle.
Wcześniej przeszliśmy długą, aczkolwiek ciekawą drogę edukacji.
Ramunas skończył projektowanie mebla na Kauno Technologijos Universitetas. Dużo podróżował w czasie studiów, łącząc zwiedzanie z zarobkowaniem.
Ja natomiast studiowałam 3 lata architekturę i kiedy dochrapałam się wreszcie do stypendium i do teoretycznie fajnych tematów… poczułam pustkę i to, że nie jestem na właściwym miejscu. Czułam, że stypendium to efekt rozkminienia systemu a nie rzeczywistej wartości tego co zrobiłam. Trzeba to otwarcie powiedzieć, że moje projekty wtedy były słabe, robione pod profesora, bez głębszej fascynacji tematem.
Mnie interesował rzeczywisty człowiek w kontekście architektury, a nie realizacja założeń projektowych, które były bardziej badaniem kontekstu miejsca niż dostrzeganiem człowieka, czegoś mi brakowało… po prostu nie ta skala projektowa.
Wzięłam urlop dziekański i poszłam studiować przez rok Teologię na Papieskim Wydziale Teologicznym ( luksusowy rok! :)
Przygotowywałam się jednocześnie z rysunku i malarstwa na Architekturę Wnętrz na Akademii Sztuk Pięknych. Gdybym się nie dostała, bo konkurencja była duża 10 os. na miejsce, to wróciłabym na Politechnikę. Ale się dostałam i to z drugim wynikiem!
Akademia to kompletnie inne kształcenie, to wolność i możliwość rozwijania się w kierunku, który rzeczywiście kogoś interesuje. Na Akademii w przeciwieństwie do Politechniki musisz mieć swój indywidualny pogląd na wszystko. Jest nas 12 os na roku i każdego widać. Tu się nie da rozkminić systemu, tu trzeba już samodzielnie myśleć. To wymaga jednak dojrzałości i moment w którym zaczęłam studia był dla mnie bardzo dobry.
Po 3 roku miałam niebywałą możliwość dzięki moim wspaniałym rodzicom wyjechać na parotygodniowe warsztaty do słynnej londyńskiej AA (The Architectural Association School of Architecture). Uczelni którą ukończyła a teraz tam wykłada Zaha Hadid (Pritzker Prize, 2004; Stirling Prize, 2010, 2011) , Rem Koolhaas (Pritzker Prize, 2000) a także Daniel Libenskind. Absolutna światowa czołówka.
Podczas warsztatów oprócz tego, że bardzo dużo zwiedzaliśmy i analizowaliśmy architekturę Londynu, to robiliśmy analizę projektową wybranej przez siebie budowli. Ja wzięłam się za Tate Modern. Właściwie to było dla mnie jak objawienie, tego właśnie oczekiwałam od studiów i to mnie interesowało – relacja: człowiek – przestrzeń. Zajmowaliśmy się obserwowaniem ludzi ich zachowań w kontekście przestrzeni. Dodatkowo analizowałam i zapisywałam architekturę w postaci nut. Nie był to stricte mój pomysł, bo takie analizy już powstawały wcześniej, ale bardzo chciałam się z tym zmierzyć, ponieważ ja „słyszę” przestrzeń, „słyszę” rytmy, „słyszę” harmonię i dysonanse. To mi często bardzo pomaga w diagnozie, jeśli coś fałszywie „brzmi” w przestrzeni. Research teraz wydaje się czymś bardzo oczywistym, ale moje studia w Polsce polegały tylko i wyłącznie na poprawnym odpowiedzeniu na „założenia projektowe” w odpowiednio krótkim czasie. Tymczasem życie zawodowe to przede wszystkim analiza z której te założenia wynikają i te parę tygodni w AA dało mi fantastyczne narzędzia. Wróciłam inna.
Obecnie moje podejście nie zmieniło się za bardzo. Nadal bardziej fascynują mnie ludzie w kontekście wnętrza niż same przedmioty. Wyzwaniem jest dla mnie każdorazowe wejście w świat zupełnie mi obcych ludzi i dedykowanie im wszystkiego co robię. Mamy już doświadczenie wykonania ponad 180 projektów i widzę, że ludzie są bardzo, ale to bardzo różni i że w takiej sytuacji nie widzę sensu, aby wypracować sobie jakiś bardzo widoczny, rozpoznawalny styl. Bo nie mam pojęcia jak miałbym każdego inwestora ubrać w tą samą „koszulę”. Różnorodność stylu wynika nie z mody, ale z rzeczywistych różnic w potrzebach i filozofii życia ludzi. Pewnie widać jedną rękę, jakiś ulotny podpis w naszych projektach, ale to raczej wszystko.
Nasza praca zaczyna się od słuchania, a później od konfrontacji własnej wizji z rzeczywistymi potrzebami drugiego człowieka. Myślę. ze właśnie to podejście pełne szacunku powoduje, że ludzie nam ufają i bardzo często polecają.
Prywatnie mamy czworo dzieci Natana, Sarę, Amelię i Emilię.
Joanna i Ramunas Alminas